NASTAŁ MESJASZ KINA - DIUNA 2

Wiedziałem, że nie jestem gotów na ten seans. Na mój seans życia. A teraz mogę umierać. Bo w najśmielszych snach nie wyobrażałem sobie tak niezwykłej filmowej adaptacji mojej najukochańszej książki. Tak, Diuna: Część Druga to dzieło po prostu wybitne. Bez żadnych skaz. Hipnotyzujące, zawłaszczające, wydawałoby się wręcz - że niemożliwe. Bo seans tego cudu kinematografii to przeżycie nieporównywalne z czymkolwiek innym! Trudno ująć w słowach wielkość Diuny. Najbardziej kompletna adaptacja w historii, która w wielu aspektach przewyższa wręcz oryginał. Perfekcja, epickość, audiowizualny orgazm. Prawdziwa perła Villeneuve'a.

Na mój seans w IMAX składało się ściąganie czachy z podłogi, łzy szczęścia, nieustanne dreszcze emocji oraz czasem wręcz epileptyczne łomotanie serca. Jednak nie mogło być inaczej. Kocham każdą scenę tego filmu, każdy kadr, każdą linijkę dialogową. Denis Villeneuve urodził się, by stworzyć Diunę, tak jak Peter Jackson został powołany do sfilmowania Władcy pierścieni. Jednak dzieło Herberta jest mi jeszcze bliższe od Tolkiena, a filmowa Diuna przebija epickością chyba całą dotychczasową filmografię. Ta skala, widowiskowość, potęga - PRZYGNIATA. Tak jak uwielbiam pierwszą część, tak muszę to powiedzieć - nie umywa się ona do tego, co tym razem stworzył Denis. Ten wizjonerski geniusz buduje jeden z najbardziej złożonych filmów wojennych, najbardziej oryginalnych filmów sci-fi i najlepszych filmów w historii. Dla mnie osobiście był to dotychczas najbardziej niesamowity seans kinowy w ogóle. Nigdy nie zostałem zaangażowany w obraz na wielkim ekranie w tak potężnym stopniu. Czułem się jakby wypełniła mnie przyprawa i sam oczekiwał przybycia wielkiego Lisan al-Gaib. 

Jeśli miałbym szukać jakichś skojarzeń metatekstualnych z innymi produkcjami, Diunie najbliżej by było w swym wydźwięku do Lawrence'a z Arabii oraz motywów Chrystusowych, co jest zresztą pochodną książki. Finalnie film Villeneuve'a to zabójczo elektryzujący komentarz, dotykający fanatycznego oddania się swemu wyznaniu oraz krytyka wojny - przerażającego "wynalazku" ludzkości. 
Audiowizualnie trudno o coś bardziej nietuzinkowego i zachwycającego. Greig Fraser wspiął się na zdjęciowe wyżyny Hollywood już przy pierwszej części, a teraz dokonał niemożliwego - podniósł poprzeczkę jeszcze wyżej. A trzeba zauważyć, że zmienia się tutaj paleta kolorów, jak i pojawiają się różne fantastyczne nowe pomysły w kadrowaniu. Muzycznie? Hans Zimmer również udoskonala jeszcze silniej swój soundtrack. Słuchałem go jeszcze przed premierą i już wtedy pokochałem, ale jednak w kinie w połączeniu z tym, co dzieje się na ekranie, to dopiero wrażenie jest nie do opisania. 

Aktorsko? No ta obsada nie ma sobie równych. Dosłownie każdy, nawet ci, którzy pojawiają się na chwilę, KAŻDY jest tu obłędnie dobry. To, co wyprawia tutaj Timothée Chalamet, to się nie mieści w głowie. Fantastyczna rola. Zendaya buduje fascynującą reinkarnację Chani i przy okazji również kreuje swą życiówkę. Rebecca Ferguson znowu kradnie drugi plan - jest boska. Kocham Stilgara w wykonaniu Javiera Bardema oraz to jak Denis wykorzystał tę postać. Austin Butler jest niemożliwy - te szaleństwo i dzikość w jego oczach... Ciary! A tak samo cała reszta: Pugh, Walken, Seydoux, Brolin zawłaszczają sobie każdą scenę z ich udziałem.
Arcydzieło. Kocham w pełni subiektywnie, ale nie bez powodu. Film z pewnością już dziś zapisuje się w historii kina.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

NAJLEPSZE ALBUMY MUZYCZNE W HISTORII WG MOVIE BRAIN

100 NAJLEPSZYCH KSIĄŻEK WG MOVIE BRAINA

"MIDNIGHTS" - KOLEJNA PIĘKNA PŁYTA TAYLOR SWIFT 🥰