"DIUNA" - WRAŻENIA PO SEANSIE
Denis Villeneuve dokonał tego. Stworzył niezwykle udaną i wierną adaptację, jednocześnie budując własną spójną wizję artystyczną. To nie byle sztuka, ale właśnie tego oczekiwaliśmy od kanadyjskiego twórcy. "Diuna" w jego reżyserii zachwyca swą naturalnością oraz monumentalizmem, ogromem świata. A równolegle chwyta się czułej subtelności w jej obrazowaniu i oczarowywaniu widza tym nowym środowiskiem. Całość posiada jasno wyklarowany klimat, który jest bardzo w duchu powieści Herberta. Wchodząc w ten film, widząc te Arrakis, czułem, że jest mi to znajome. Villeneuve jest zdecydowaniem mistrzem w koncepcyjnym budowaniu światów, co było zauważalne chociażby przy "Blade Runner 2049" i co jest zauważalne również tutaj. Ta produkcja wprost pochłania nas swymi wizualiami. Łatwo się zatracić w tych intrygujących pejzażach pustyni. Jednak dużo trudniej później pogodzić się z faktem, że to już koniec pierwszego rozdziału i należy opuścić salę kinową.
"Diuna" to film widowiskowy. Wprawdzie nie pod względem akcji czy zawrotnego tempa. Ba, na szczęście Villeneuve ucieka od struktury klasycznych blockbusterów i oddaje Herbertowi to, co mu należne. Nie śpieszy się, wszystko co ma silniej wybrzmieć, wybrzmiewa. W powolnych ujęciach potrafi silniej zaintrygować widza niż w najintensywniejszych thrillerach. To się po prostu doświadcza. Dlatego również apeluję, by jeśli macie taką możliwość, iść na tę produkcję po prostu do kina, najlepiej do IMAX-a. Można się czepiać słów Denisa i kłócić z nim o jakość oglądania filmów w domu, ale ten obraz jest zdecydowanie stworzony do podziwiania go na wielkim ekranie. Chociażby z powodu tych wszystkich lokacji, które budzą zdecydowanie większe wrażenie, kiedy widzimy je w kinie.
Bardzo podobało mi się w jaki sposób zbudowano tu podwaliny pod mesjanistyczną rolę Paula. Wypada to bardzo zgrabnie. Podobnie zresztą jak i motyw wizji głównego bohatera. Dobrze, że nie zdecydowano się, by je porzucić. Są one przecież niezwykle istotne dla postaci młodego Atrydy, a do tego nadają całości większej głębi. W filmie prezentują się bardzo onirycznie i intrygująco. Ponadto często właśnie w tych scenach uwidacznia się ta filozoficzna strona "Diuny", na którą Denis nie miał tu tyle miejsca, co Herbert w książce, ale i tak sprytnie ją wplótł.
Sfera wizualna należy zdecydowanie do najsilniejszych stron tej produkcji. Greig Fraser oczarował mnie swymi zdjęciami, co pewnie uda mu się również przy premierze zbliżającego się "Batmana". Ponadto Hans Zimmer przygotował swój najlepszy soundtrack od lat i jego muzyka rzeczywiście jest bardzo ważnym składnikiem całej kompozycji. Nadaje siły oraz charakteru. Poza tym zadbano tu o wszystkie najdrobniejsze szczegóły. Twórcy mieli czas, dodatkowy dzięki pandemii i dobrze go wykorzystali. Dostaliśmy dopracowane wizualnie arcydzieło. Do wszelkich efektów specjalnych, kostiumów czy scenografii nie ma tu do czego się przyczepić. Wszystko wygląda cudnie i szkoda, że pan Herbert nie był w stanie dożyć dzisiejszych czasów, by to zobaczyć.
Co do obsady to wiele postaci ma tu ograniczony czas ekranowy. W książce mają może więcej miejsca, ale tu z jasnych przyczyn należało to ograniczyć. I tak jak już czytałem w innych recenzjach, motywacja dr Yueha jest trochę słabo widoczna, a Gurneyowi Halleckowi brakuje takiej chociażby jednej sceny, w której mocniej ukazałby swój charakter. Jednak poza tymi dwoma postaciami, jestem pełen podziwu dla nakreślonych tutaj relacji. Nie potrafiłbym sobie chyba wyśnić cudowniejszego Paula niż Timothee Chalameta. Oscar Isaac również świetnie wypada w roli Leto, Jason Momoa z automatu zyskuje moją uwagę, kiedy pojawia się na ekranie. Bardzo ciekawie na drugim planie odwala swoją robotę również Javier Bardem, ale z tej całej plejady wielkich nazwisk, zdecydowanie największe wrażenie zrobiła na mnie Rebecca Ferguson. Jej Lady Jessica wywoływała u mnie zdecydowanie najwięcej emocji i świetnie oddała charakter tej postaci. Zawsze podziwiałem Rebeccę jako aktorkę, ale w życiu nie spodziewałem się, że będzie w tej roli tak fantastyczna. Casting idealny.
Jednakże po tych wszystkich pochwałach warto też może ponarzekać. Bo film też nie jest pozbawiony wad. A w największym stopniu odpowiada za to fakt przeniesienia na ekran jedynie około 2/3 samej książki. I tak kiedy większość relacji zostaje nakreślona, emocje wrą, widz czeka na skutki poczynań bohaterów, nagle następuje koniec. Koniec, który zdecydowanie przypomina zakończenia odcinków seriali. Działając jak cliffhanger, zostawia nas zagubionych przed ekranem, chcących już w tej chwili zobaczyć kontynuację. Mimo to, Villeneuve zamknął to pewną klamrą i już od początku nakreślał strukturę, za pomocą której budował ten film. Moment, w którym pojawiają się napisy końcowe, również nie jest najgorszym do zamknięcia pewnego rozdziału. Jednakże ta produkcja ostatecznie jest też stosunkowo krótka. Zamyka się w dwóch godzinach i dwudziestu minutach. Rozumiem, że dłuższy metraż mógłby odstraszyć niektórych widzów, a zarobić również na tym chciano. Ale jeśli "Batman" ma trwać trzy godziny, to i "Diuna" by mogła. No cóż, szczerze to już nie mogę się doczekać drugiej części, która może okazać się jeszcze dojrzalszym obrazem. A na razie pozostaje mi nacieszyć się tym filmem, więc to z pewnością nie będzie mój jedyny seans.
Zastanawiam się również, jak ten film odbiorą osoby nie znające książkowego oryginału. Sam fandom powinien go moim zdaniem pokochać. Jednakże czy jest wystarczająco zrozumiały, by nie stanowił problemu dla osób spoza bańki "diuniarzy"? Podczas seansu próbowałem zwracać uwagę na to, w jaki sposób twórcy tłumaczą cały świat i jego określone elementy. Działało to bardzo zgrabnie, a do tego wydaje mi się, że w całkiem przystępny sposób można było zaznajomić się z najważniejszymi zagadnieniami Arrakis. Jednakże całkowitej pewności nie mam i pewnie wybiorę się na tę produkcję z kimś, kto nie czytał "Diuny", by sprawdzić jak ten film się odbiera bez znajomości książki.
Podsumowując, "Diuna" to epickie dzieło, w którym jest miejsce zarówno na widowiskowe sceny walki (choreografie pojedynków są świetne), co na bardziej wyciszone momenty, pełne zadumania czy refleksji. Film jednocześnie godzi zasady współczesnego blockbustera, ale oferując rozrywkę obradzającą w większą głębię i artyzm. To obraz, który musi dostać sequel. Inaczej za parę lat uznamy go za dzieło niekompletne. Czy działa zatem również jako samodzielna produkcja? Owszem, gdyż same przebywanie na Arrakis w otoczeniu tych postaci z fantastyczną muzyką w tle, jest doznaniem iście fascynującym. Jednakże po samym seansie zostaje również taka lekka bolączka, że nie zostaliśmy jednak w pełni usatysfakcjonowani. Nie odczuliśmy pełnego katharsis.
Ocena: 9/10
Komentarze
Prześlij komentarz