Pojedynek na zagadki - wrażenia po seansie "THE BATMAN"

Batman od zawsze był moją ulubioną postacią komiksową, ulubionym superbohaterem. O nikim nie czytałem tyle komiksów, żaden inny "piżamiarz" nie potrafił tak mną zawładnąć. Zawsze fascynowało mnie na ile różnych sposobów można było przedstawiać jak i interpretować Gacka. Intrygował mnie mrok, w którym się skrywał oraz odwieczne demony przeszłości, zatruwające mu umysł. W kinie już nie raz stykaliśmy się z różnymi wersjami człowieka-nietoperza, lepszymi i gorszymi. Praktycznie co nowy film to nowy pomysł na Batmana i każda taka produkcja budziła ogromne zainteresowanie widzów. Tak samo najnowszy obraz Matta Reevesa był niezwykle wyczekiwany, szczególnie że ostatnim filmem opowiadającym stricte o obrońcy Gotham był "Mroczny rycerz powstaje" Nolana, od którego minęło już dziesięć lat. 

"The Batman" to moim zdaniem całkowicie nowa wizja, daleka od wszystkich wcześniejszych ekranowych inkarnacji człowieka-nietoperza. Zgodnie z obietnicami otrzymujemy Batmana detektywa, który powoli idzie śladem Riddlera, rozwiązując jego niejednoznaczne zagadki, niczym główni bohaterowie kultowego "Siedem". Cudowne neo-noir, które kipi gęstym klimatem brudnego, gotyckiego i skorumpowanego Gotham, gdzie każdemu leży coś na sumieniu. Matt Reeves mając tak rozległy czas ekranowy, nigdzie się nie śpieszy i buduje swoją opowieść cegiełka po cegiełce, powoli odkrywając karty. Historia wciąga oraz pochłania, mimo że teoretycznie z podobnymi śledztwami w całej kinematografii stykaliśmy się parokrotnie, chociażby przy "Chinatown". Jednakże tutaj na ten końcowy efekt WOW składa się po prostu masa składników. To dzieło niezwykle przemyślane, dopieszczone i aspirujące do niejako czegoś więcej niż klasyczne blockbustery. 

Fantastyczny popis swoich umiejętności po raz kolejny daje tu Greig Fraser. Zdjęcia to chyba najsilniejsza strona tego filmu. Z reguły ciemne obrazy odstraszają widzów, bo po prostu są smętne i zazwyczaj mało widać (najlepszy przykład - Snyder). "The Batman" dzieje się prawie że jedynie w nocy, ale to co twórcy uzyskali tu za pomocą ciemności jest wprost imponujące. Ta cała zabawa światłem, czerń i czerwień. Wizualia po prostu zachwycają. Prawie co drugi kadr szczena mi opadała z wrażenia. Więc wygląda kapitalnie, a jeszcze w połączeniu z genialną oprawą muzyczną Michaela Giacchino to ciarki stale przechodzą po plecach. 

To też z całą pewnością najbardziej przyziemny i najbardziej realistyczny Batman, z jakim mieliśmy do czynienia. Nie jest to niezniszczalny Ben Affleck czy latający Christian Bale. Gdybyśmy wysłali Pattinsona do walki z Bane'm Hardy'ego to padłby po pierwszym otrzymanym ciosie. Oczywiście to dalej niezwykły obrońca Gotham, przez którego przestępcy boją się wchodzić w ciemne uliczki, ale nie spotkamy się tu z efekciarstwem Nolana, a w głównej mierze z geniuszem detektywistycznym młodego bohatera. Pisząc o przyziemności jego postaci mam też na myśli fakt, że Gacek nie jest nieomylny, a rany z młodości nadal się nie zagoiły. Nie bez powodu tytułuje się ZEMSTĄ. To też mogliśmy dla nazwania drogi, jaką przechodzi, używać sformułowania coming of age. I pomimo tej realistyczności, którą tu zauważam, jest to jednocześnie niezwykle komiksowa wizja Batmana. Będąc na sali kinowej czułem jak wszystkie moje moje skojarzenia z sylwetką człowieka-nietoperza, odnajduję właśnie w tej inkarnacji jego postaci. Matt Reeves zdecydowanie oddaje hołd Detective Comics i przedstawia niezwykle pociągającą wersję Batmana, która pewnie niektórych odrzuci, ale to i dobrze, bo przecież jak dla wszystkich i to dla nikogo.

Myślę, że po tym co napisałem powyżej możecie już się spodziewać, że Pattinson stał się właśnie moim ulubionym odtwórcą Batmana. I nie jest to dla mnie szczególnie niespodzianką. Wprawdzie lata temu, kiedy pierwszy raz ogłoszono ten casting, byłem zniesmaczony. Robert był dla mnie chłopem z okropnego "Zmierzchu". Jednakże po zobaczeniu go w "The Lighthouse" czy "Good Time" byłem już niemal pewny, że będzie kapitalnym Batmanem. I tak się stało. Cudownie ogląda się go na ekranie, a tym bardziej w duecie z Jeffreyem Wrightem czy Zoë Kravitz. Gordon Oldmana był wprawdzie bardzo dobry, ale nie miał tam za bardzo co robić z tym samodzielnym Batmanem Bale'a. Tutaj współpraca Gacka z komisarzem to lwia część filmu i prawdziwie porywa nas w jaki sposób panowie prowadzą wspólnie te intrygujące śledztwo. Podobnie zresztą przy postaci Catwoman, która nie jest tu jedynie dla panów, chcących popatrzeć na babkę w lateksie, a rzeczywiście ma ciekawie napisaną i odegraną rolę. Dano zachwyca na drugim planie, zaś Pingwin Farrella swym popisem aktorskim niczym De Niro u Scorsese, zapewnił sobie moją uwagę dla spin-offu poświęconemu jego bohaterowi.

Jak sami widzicie, "The Batman" zawładnął mną w całości. Daleko przeskoczył moją granicę oczekiwań i na tym etapie nie zastanawiam się ani przez chwilę czy jest najlepszym filmem o Batmanie w historii, bo to pewne. Mogę zastanawiać się jedynie czy jest najlepszym filmem superhero w historii 👀 Tym bardziej jestem ciekaw, co dalej Reeves z tym zrobi, bo poprzeczkę na ewentualne sequle zawiesił sobie wysoko. 

OCENA: 10/10

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

100 NAJLEPSZYCH KSIĄŻEK WG MOVIE BRAINA

NAJLEPSZE ALBUMY MUZYCZNE W HISTORII WG MOVIE BRAIN

100 NAJLEPSZYCH GIER W HISTORII 🎮