WEEKEND PEŁEN CZYTANIA - WRAŻENIA PO LEKTURZE "LEKTORA" I "SZNINKIELA"
 Mesjasz, cycki i apokalipsa
Na duet Grzegorza Rosiński i Jeana Van Hamme'a można liczyć. Szninkiel
 to prawdziwy komiksowy TOP, wizualny orgazm oraz scenopisarski kosmos z
 niezwykle głębokim wydźwiękiem, pozostającym w głowie na długi czas. 
Z początku historia może wydawać się prosta i świetnie nam znana. 
Spotykamy się z upodlonym ludem Szninklów, którzy wierzą w 
przepowiednie, że wkrótce pojawi się ich wybawca, a ich życie ulegnie 
totalnej zmianie. Motyw wybrańca stary jak świat, do tego motyw drogi = 
czyli idealne podwaliny pod zajmujące fantasy. 
Jednak kryje się za tym znacznie więcej. To historia skupiająca się w 
pełni na mesjanistycznym postrzeganiu rzeczywistości. Autorzy w postaci 
biednego J'ona zawierają jednocześnie Mojżesza czy samego Jezusa 
Chrystusa. Najbardziej znaczącymi dla tych porównań pozostaje scena 
pierwszego spotkania z Bogiem, która machinalnie odwołuje nas do 
biblijnego fragmentu z płonącym krzewem (pojawia się nawet słynna 
kwestia "Jestem, który jestem", a ponadto twórcy bawią się nią na parę 
sposobów, stwarzając lekki dysonans co do sensu tej monumentalnej frazy)
 oraz finałowa scena śmierci bohatera - J'on zostaje przywiązany do 
ogromnego głazu (Boga) przed całym ludem, który wierzył w jego rolę 
Mesjasza i zostaje kolejno "zabijany", począwszy od przebicia mu boku(!)
 strzałą. Szninkielski (?) męczennik zaś powtarza wtedy słowa 
przebaczenia. Skąd my to znamy? 😏 Jednak wtedy następuje druzgocący 
plot twist. Następuje apokalipsa, a potem ponowne Genesis. Z małpy 
powstaje człowiek. I tu bardzo podoba mi się scena, gdzie ten jeszcze 
mało ucywilizowany człowiek staje przed swym Bogiem. Bogiem, który jest 
skałą, stojącą pośród "niczego". Do tego skałą brudną, zasypaną 
wszelkimi pozostałościami apokalipsy. To przywodzi mi na myśl trochę 
kubrickowską wizję Genesis. I ten monumentalny finał historii jest 
właśnie tym elementem, który pozostaje po lekturze nam najdłużej w 
głowie.
Poza tym komiks ten to genialna przygoda z masą cudacznych pomysłów w 
kreowaniu nieznanych cywilizacji czy samego świata, nie stroniącego od 
dziwactw, a jednocześnie pozostającego bardzo znajomym dla nas 
otoczeniem. Nie wkraczając jednak już bardziej w ramy fabularne, warto 
także skupić się na samym wizualnym stanie tej opowieści. Gdyż Szninkiel jest zachwycająco piękny. Nie sposób wyliczać pojedyncze 
kadry, od których nie mogłem oderwać wzroku. Śliczna kreska oraz 
fanatyczne pomysły na design postaci oraz lokacji. Sam wygląd tytułowych
 Szninklów jest niby prosty i zbliżony do ludzkiej budowy ciała, ale 
mimo wszystko, budzi również zainteresowanie oryginalną charakterystyką 
twarzy. Poza nimi w szczególności zwróciłbym uwagę na sportretowanie 
starej Volgi, która wygląda kapitalnie. Odstręczająco i intrygująco 
jednocześnie. 
Co prawda Szninkiel nie będzie wyjątkiem wśród komiksów, jeśli chodzi o
 sposób prezentowania zmysłowości. J'on jest napalonym młodzieniaszkiem,
 który swój "pierwszy raz" ma jeszcze przed sobą i Rosiński daje tu swój
 upust talentom związanym z rysowaniem pięknego kobiecego ciała. 
Spotykamy masę półnagich żeńskich postaci, sama G'wel jest bardzo 
seksualizowna, a peakiem tego wszystkiego jest dość oryginalny stosunek 
intymny J'ona ze starą Volgą. Otóż przemienia ona go w postawnego 
nagiego czarnego mężczyznę, a sama zaczyna wypinać się przed nim jako 
seksowna długonoga blondyna. A więc epatowanie cyckami i dupami jak 
najbardziej jest tu obecne. Jednak w moim odczuciu to działa na pewien 
sposób wiążąco z tym wykreowanym światem, tą historią oraz puentą, jaką 
twórcy chcieli dla nas wynieść z tej opowieści.
Szninkiel to z pewnością jeden z najciekawszych i najbardziej 
oryginalnych komiksów, jakie dane było mi przeczytać. Żałuję jedynie, że
 w wersji elektronicznej. Dlatego też pewnie w najbliższym czasie będę 
musiał postarać się o wersję papierową. Gdyż taką klasykę warto mieć u 
siebie na półce, by wracać do niej, kiedy najdzie nas ochota. 
"Lektor" = genialna książka i dobry film
  "Wiem, że wydawała mi się piękna. Tego piękna nie mam już jednak przed oczami".
Przygodę z "Lektorem" rozpocząłem akurat od filmu, który zrobił na mnie 
spore wrażenie dzięki fantastycznej Kate Winslet, która zasłużenie 
zdobyła tą rolą Oscara. Twórcy fantastycznie sportretowali na ekranie 
postać Hanny Schmitz za jej pomocą, skupiając się na tajemniczym i 
odczuwalnie niepoprawym pociągu seksualnym, jaki stale rósł i napierał w
 młodym Michaelu Bergu co do tej kobiety. Świat erotyczny ukazany oczami
 chłopcami jako coś niezwykle hipnotyzującego oraz magicznie 
fascynującego. A cała ta siła, magia erotyki ucieleśniona w jednej 
kobiecie. I Kate Winslet genialnie wzbudza te seksualne pożądanie, które
 jest w tym przypadku nieśmiałe oraz z trudem ukrywane. Niczym matka, 
która uczy dziecko stawiać pierwsze kroki, tak Hanna Schmitz jest taką 
"seksualną matką" dla Michaela. Ten motyw nauczycielki erotycznej 
powróci jeszcze w innych dziełach (pojawia się nawet w fantasy u 
Grzędowicza) i zawsze pozostanie niezwykle metafizycznym doznaniem. Ze
 względu na to, że ten młody mężczyzna poznaje "tajemnice świata", 
wcześniej dla niego zakryte. Cudownie akurat w "Lektorze" łączy się to 
jescze z wątkiem książek, które Michael czyta Hannie. Tu on jest tym 
"nauczycielem", bo ona nie umie czytać.
"... nie mogłem oderwać od niej wzroku nie tylko z powodu jej sylwetki, lecz ze względu na pozycje i ruchy jej ciała "
 
Książka jednak okazuje się być jeszcze bardziej intymnym dziełem. Słowa działają jeszcze silniej, a opisy Hanny powodują we mnie, jako odbiorcy, powstrzymywane zaintrygowanie jej seksualnością. Czytając te młodzieńcze zachwyty nad jej sylwetką, czułem się jakbym wrócił do młodszych lat i razem z głównym bohaterem na nowo odkrywał "tajemnice" kobiecego ciała. Schlink idealnie prezentuje tu myślenie czy w ogóle obraz dojrzewającego chłopaka, który mierzy się z nowo narodzoną potrzebą życia seksualnego. Ponadto w pewnym sensie tłumaczy również fenomen MILF-a 🙈
"Miała bardzo mocne i kobiece ciało, pełniejsze niż dziewczęta, które mi się podobały (...)"
Ta książka jest niezwykle hipnotyzująca, ale wydaje mi się jednak, że w pełni okaże się zrozumiana przez męskiego czytelnika. Bo autor opisuje tu wiele spraw, o których czytając inaczej się je postrzega, kiedy samemu również przeżywało się podobne sytuacje w młodości. Mi osobiście ta pozycja jest bardzo bliska i oczywiście druga jej część skupiona jest już na innych trochę problemach. Mamy w końcu sprawę sądową i refleksję nad tym, czy Hanna zasługuje na karę za swe zbrodnie. Czy człowiek zasługuje na przebaczenie? I pytanie czy Michael w ogóle zacząłby się wahać prawidłowością ukarania jej gdyby nie poznał jej w młodości. Ta część książki wypada moim zdaniem równie fascynująco, jednakże to opis zainteresowania seksualnego starszą kobietą z sąsiedztwa, przedstawiony tu w tak enigmatyczny sposób, budzi jednak we mnie największy podziw, kiedy już rozmawiamy o "Lektorze" całościowo.
"Następnej nocy zakochałem się w niej (...) Usta miałem obolałe od całowania. Moje przyrodzenie ciągle drgało, nie chciałem się jednak onanizować. Nigdy więcej nie chciałem się już onanizować. Pragnąłem być z nią (...)" 




 
 
Komentarze
Prześlij komentarz